J Lecznar

Na pomysł wzięcia udziału w wymianie studenckiej wpadłem pod koniec pierwszego semestru na pierwszym roku studiów. Oceny końcowe okazały się być lepsze niż się spodziewałem. W tym samym czasie w oczy rzuciły mi się ulotki Erasmusa+ widoczne na całym Kampusie PWSTE w Jarosławiu. Na początku zdecydowałem się tylko z ciekawości udać do Biura Współpracy Międzynarodowej i zadać kilka pytań na temat organizacji i formy wyjazdu. Wtedy nie oczekiwałem w zasadzie niczego, jednak już dawka podstawowych informacji na temat programu wzbudziła moje większe zainteresowanie. Dużą zachętą do wyjazdu było stypendium, które otrzymuje każdy student w ramach takiego wyjazdu oraz szeroka oferta krajów i uczelni na których można spędzić do 2 semestrów. Już po pierwszej wizycie w biurze kierownika ds. programu Erasmus+ nakręciłem się na ten wyjazd. W głowie pojawiła mi się wizja spędzenia zimowego semestru w ciepłym i słonecznym kraju, poznanie obcej kultury oraz uczęszczanie na zajęcia w zagranicznej uczelni w międzynarodowym środowisku studentów. Tak też się stało.

Studiuję geodezję i kartografię w PWSTE w Jarosławiu. Nie jest to łatwy kierunek, a jeśli chodzi o Erasmusa+ to tym bardziej niewielu studentów decyduje się na ten krok. Sam przez to przechodziłem - obawa czy dostanę zgodę władz uczelni na wyjazd, czy zdołam zaliczyć wszystkie przedmioty przed wyjazdem w pierwszym terminie i przede wszystkim czy dam sobie radę w zagranicznej uczelni studiując kierunek typowo inżynierski. Mimo tych wątpliwości ciekawość zwyciężyła. Początkowo w 4 osoby mieliśmy udać się do hiszpańskiej Cartageny, lecz w międzyczasie nasza uczelnia nawiązała porozumienie z Politechniką w Walencji i to właśnie na tę uczelnie padł ostateczny wybór. Muszę przyznać, że przy takim wyjeździe trzeba się liczyć ze sporą ilością formalności, ale osobie zdeterminowanej nie przeszkodzi to w planach. Pierwotnie UPV poinformowało mnie, że moje zajęcia będą odbywały się w języku angielskim, co było dla mnie bardzo na plus, bo hiszpańskiego wcześniej się nie uczyłem. Gdy na początku lipca dostałem informację o zaakceptowaniu mojej aplikacji, postanowiłem we własnym zakresie trochę poduczyć się hiszpańskiego. W końcu miałem spędzić tam pół roku. Miesiąc przed planowanym wyjazdem otrzymałem informację, że zaszła pomyłka i przedmioty w języku angielskim na moim wydziale są prowadzone na poziomie magistra, a ja robiąc inżyniera będę musiał się podjąć zajęć po hiszpańsku. Dodatkowo miałem przywieźć ze sobą certyfikat znajomości języka hiszpańskiego. Miesiąc przed wyjazdem nie wiedziałem co robić i czy w ogóle pojadę. Ostatecznie po wymianie kilku mailów i telefonów z uczelnią przyjmującą zdecydowałem się mimo wszystko na wyjazd. Kluczowa w podjęciu tej decyzji była dla mnie pomoc zaoferowana przez uczelnię. W celu zdobycia wspomnianego certyfikatu moja uczelnia zaoferowała sfinansowanie prywatnych lekcji języka. Po trzydziestu godzinach zajęć otrzymałem wymagany certyfikat. Poza tym musiałem wyrobić kartę EKUZ, ubezpieczenie NNW również jest mile widziane i oczywiście konto w banku z rachunkiem walutowym. O wszystkich formalnościach, które trzeba załatwić wiedziałem długo przed wyjazdem. Kierownik Działu Współpracy Międzynarodowej w PWSTE, mgr Magdalena Bojarska jest zaangażowana w swoją pracę i zawsze starała się rozwiązać problemy, które napotykały mnie podczas aplikowania na wymianę Erasmus+, łącznie z nagłą potrzebą zdobycia certyfikatu językowego. Dlatego warto zajrzeć do biura i zapytać o szczegóły jeśli tylko ktoś jest zainteresowany. Wizyta ta tylko zachęci do Erasmusa+. Jeśli chodzi o znalezienie zakwaterowania to nie ma z tym problemu. Im wcześniej tym lepiej. Jednak ja znalazłem pokój dosyć późno bo sam nie wiedziałem czy do wyjazdu dojdzie czy nie. Jest mnóstwo biur wynajmu pokojów lub całych mieszkań, nawet kilka stworzonych z myślą o studentach z zagranicy. W tym przypadku trzeba się liczyć z dodatkową opłatą. Inną opcją jest znalezienie grup w mediach społecznościowych. Tam można znaleźć dużo ogłoszeń osób prywatnych. Bookując pokój niecały miesiąc przed wyjazdem nie miałem problemu z jego znalezieniem. Różnica jest jednak w cenie - im wcześniej rezerwujesz, tym lepsze i tańsze oferty.
Ostatecznie do Walencji pojechałem sam, pozostali chętni z różnych powodów nie zdecydowali się na wyjazd. Najtrudniejsze i najbardziej emocjonujące były oczywiście pierwsze tygodnie. Wszystko było nowe i ciekawe. Początek liczył się również z formalnościami na uczelni przyjmującej. Jednak tu było ich już o wiele mniej. Miałem również czas dwóch tygodni na zmianę i dostosowanie do mojego programu studiów przedmiotów na które miałem uczęszczać. Ja zapisałem się w sumie na 5 przedmiotów, z czego jeden to język hiszpański. UPV oferuje studentom zagranicznym bezpłatne lekcje języka hiszpańskiego na wybranym poziomie. Z wszystkich moich przedmiotów tylko jeden był prowadzony w języku angielskim, a to dlatego że uczelnia umożliwia zapisywanie się na przedmioty oferowane przez inne wydziały, jednak nie może ich być więcej niż określona ilość. Mimo, że moje zawodowe przedmioty były prowadzone po hiszpańsku, większość profesorów mówiła dobrze po angielsku, więc zawsze w razie wątpliwości mogliśmy zadawać pytania i się dogadać. UPV w Walencji ma ogromny kampus. Jest niesamowicie przystosowany do studenta, by jak najlepiej i najpożyteczniej spędzić tam czas. Jest tu duża biblioteka, do której dostęp ma każdy, dużo lunch barów i restauracji, sklepów typu papierniczy, księgarnia czy optyk, a nawet punkty usługowe jak fryzjer i kwiaciarnia. Zaplecze sportowe również jest imponujące: profesjonalna bieżnia lekkoatletyczna, basen, korty tenisowe, boisko do piłki nożnej, boiska do koszykówki, siatkówki i siatkówki plażowej, siłownia czy skałki wspinaczkowe. Do tego wszystkiego wystarczy legitymacja studencka UPV i wykupiony karnet semestralny.
W UPV jak w większości uczelni funkcjonuje ESN, czyli Erasmus+ Student Network. Jest to organizacja non-profit prowadzona przez studentów dla studentów. Oferują oni pomoc w każdym zakresie, głównie dla studentów z wymiany. Zajmują się organizacją wycieczek mniejszych i większych, przeróżnych eventów wprowadzających nas w świat i kulturę hiszpańską. Organizują imprezy tematyczne i prowadzą wolontariaty. Poza ESN w Walencji jest kilka prywatnych firm o podobnej działalności. Tutaj można znaleźć więcej ciekawych wycieczek. Odbywają się praktycznie co tydzień w każdy weekend. Są to podróże o tyle warte uwagi, że często do miejsc nieznanych osobom przyjezdnym, co czyni je według mnie jeszcze ciekawszymi od wycieczek w znane wszystkim miejsca. Oprócz tripów jedno- czy dwudniowych są dłuższe podróże siedmio- lub dziesięciodniowe. Ponadto można zaopatrzyć się tu w kartę SIM oraz dowiedzieć czegokolwiek o mieście i życiu na miejscu.
Z tego co mi wiadomo Walencja jest jednym z najbardziej obłożonych miast w Europie przez studentów zagranicznych. Można tu poznać ludzi dosłownie z całego świata. Niektóre wydziały UPV otwierały grupy specjalnie dla samych studentów zagranicznych. Oferują również studia inżynierskie czy licencjackie w całości w języku angielskim. Mój wydział jest jednym z mniejszych, uczy tylko kierunku Geomatic and surveying engineering, więc pewnie dlatego po angielsku oferowany jest tylko stopień magisterski, choć mają chęci i plany również na stopnień inżynierski. Budynek jest nowoczesny, bardzo dobrze wyposażony pod względem konstrukcji jak i wyposażenia geodezyjnego.
Pierwsze dwa miesiące były upalne albo „tylko” gorące. Dużo czasu spędzałem ze znajomymi na plaży, chodziłem tam nawet sam, bo chciałem korzystać z pogody ile się da. Wymienialiśmy dużo historii i opinii na przeróżne tematy. Poznałem studentów z wielu krajów europejskich i nie tylko. Myślę, że to była najlepsza droga do poznania niektórych krajów, ich kultury, tradycji i historii, bo jednak informacje miałem z pierwszej ręki. Pomogło mi to też wyzbyć się pewnych stereotypów i uprzedzeń, z którymi mamy styczność na co dzień.
Wśród wielu różnych zwyczajów, ciekawym elementem kultury, który przybyszom się podoba ale też czasem utrudnia życie, jest siesta. Jest to popołudniowa przerwa od pracy na obiad, drzemkę, cokolwiek. Zazwyczaj większość sklepów i punktów usługowych zostaje zamykana o godzinie 14 a ponownie otwierana o 17. Sam kilkukrotnie o tym zapominałem i wybierałem się do sklepu żeby tylko pocałować klamkę. Siesta to czas w którym większość restauracji pękała w szwach. Chodząc w tych godzinach w niektórych częściach miasta miało się czasem wrażenie jakby miasto zostało ewakuowane, zero życia.
W Walencji znajduje się dużo ścieżek rowerowych, co zachęciło mnie do kupienia biletu na rowery miejskie. Był to mój główny rodzaj transportu po mieście. Deszcz padał dosłownie kilka razy w ciągu tego semestru więc nie musiałem przewidywać pogody jak w Polsce. Jedynie miesiące listopad i grudzień były według mnie najchłodniejsze, ale wciąż w porządku na jazdę rowerem. W ekstremalnych sytuacjach korzystałem z metra lub tramwaju. Jazda rowerem po mieście to idealny sposób by go zwiedzić i poznać, o każdej porze dnia i nocy. Cieszę się z tego wyboru i polecam każdemu. Z tygodnia na tydzień ogromna Walencja stawała się dla mnie coraz mniejsza.
Fajnym doświadczeniem było też to, że dwukrotnie miałem gości. W listopadzie odwiedziła mnie grupa przyjaciół a w grudniu brat. Ja mieszkając już jakiś czas w mieście, chodząc prawie codziennie na uczelnię popadłem w pewną rutynę, a znajomi po przyjeździe uświadomili mi że jestem w wyjątkowym miejscu. Zacząłem znowu dostrzegać rzeczy, które już zaczęły być dla mnie normalne. W tym czasie gdy pogoda już tak nie dopisywała, przestałem skupiać się na spędzaniu czasu w większości w plenerze. Jest tu mnóstwo firm rodzinnych. Widać to nie tylko w restauracjach ale i w jakichkolwiek sklepach.
Ciekawym doświadczeniem było spędzenie okresu Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku w Walencji. Sama wigilia w towarzystwie międzynarodowym była wyjątkowa i z pewnością niezapomniana. Mieliśmy potrawy i przekąski polskie, litewskie, niemieckie, tureckie i meksykańskie. Wigilia inna, bez rodziny jak co roku, ale jak najbardziej magiczna, miło ją wspominam. Na Sylwestra wybraliśmy się do domku niedaleko plaży. Tutaj znowu poznaliśmy dużo nowych ludzi, zabawa była szampańska.
Jeśli chodzi o powrót do Polski, z jednej strony się cieszyłem bo wracałem do domu, a z drugiej było mi szkoda opuszczać miejsce, z którym mam już wiele dobrych wspomnień. Mimo ogromnego wyzwania związanego ze studiowaniem na UPV, cieszę się z decyzji, którą podjąłem, wyjeżdżając na Erasmusa+. Poznanych ludzi i czas spędzony w Walencji będę wspominał jeszcze przez długi czas.


Jakub Lęcznar, student II roku geodezji i kartografii PWSTE w Jarosławiu
na studiach Erasmus+ na Politècnica de València